Tegoroczne wakacje spędzaliśmy nad polskim morzem, a dokładnie w Międzyzdrojach. Nad morze pojechaliśmy samochodem. Zdecydowaliśmy się na podróż nocą. Sobotni ranek witaliśmy już na plaży. Pierwszy dzień minął nad brzegiem morza i rozpakowywaniu walizek.
Kiedy w niedzielę rano otworzyliśmy oczy, o dach naszego domku uderzały krople deszczu. Co robić z dziećmi w pochmurny, deszczowy dzień? Po śniadaniu rozłożyliśmy mapę i rozważaliśmy różne możliwości spędzenia tego dżdżystego dnia. W końcu zapadła decyzja – Niechorze. A dokładnie znajdująca się tam Motylarnia.
Spakowaliśmy mały plecak z drugim śniadaniem i ruszyliśmy na naszą pierwszą wakacyjną wycieczkę. Już po godzinie wjeżdżaliśmy na duży parking niedaleko latarni morskiej. Deszcz przestał padać, zrobiło się cieplej. Pierwsze kroki skierowaliśmy zatem nie do Motylarni, a na mały rollecoaster znajdujący się tuż obok parkingu. Mały, czyli dla kilkuletnich dzieci.
Będąc w Niechorzu nie mogliśmy nie wejść na jedną z najpiękniejszych latarni morskich na polskim wybrzeżu. Na wysokości 37,5 m znajduje się taras widokowy, z którego roztacza się przepiękny widok na bliższą i dalszą okolicę. Warto pokonać ponad 200 schodów aby spojrzeć z góry na piękne rewalskie wybrzeże. Widoki niezapomniane.
Po zejściu z latarni skierowaliśmy kroki do tak wyczekiwanej Motylarni. Kupiliśmy bilety, chwilkę poczekaliśmy, aż zbierze się grupa i wraz z przewodnikiem weszliśmy do dużego namiotu. Po wejściu do środka stanęliśmy oniemiali. Nie spodziewaliśmy się, że zobaczymy coś tak wspaniałego. Wokół nas latało mnóstwo kolorowych, egzotycznych motyli. Wewnątrz panował tropikalny mikroklimat, stworzony specjalnie dla żyjących tutaj owadów. Dzięki niemu, znajdują w tym miejscu idealne warunki do życia.
Pobyt w Motylarni rozpoczyna się od spaceru z przewodnikiem, który w bardzo ciekawy i przystępny sposób opowiada o motylach, ich zwyczajach oraz środowisku w którym żyją. Potem już każdy na własną rękę może obserwować latające swobodnie motyle. Laura i Oliwia były zachwycone. Niezbyt uważnie słuchały fascynujących opowieści przewodnika, bo latające koło twarzy owady, skutecznie przyciągały ich uwagę. Ale ponieważ my chcieliśmy poszerzyć naszą wiedzę, zatem chcąc nie chcąc, musiały podążać za nami. W końcu nastąpił, ten tak wyczekiwany przez nie, koniec wędrówki z przewodnikiem. Nareszcie mogły iść tam, gdzie działo się coś ciekawego. A działo się naprawdę dużo. Egzotyczne motyle, zarówno te bardzo duże jak i te całkiem malutkie były dosłownie wszędzie. Przysiadały na roślinach, siatce, gablotach, na chodnikach… Musieliśmy uważnie patrzeć pod nogi, aby na któregoś nie nadepnąć.
W którą stronę ruszyć? Czy iść za tym pięknym białym, czy może za tym kolorowym? Czy zadzierać głowę w górę obserwując tego, który przysiadł na wysokiej gałązce, czy może spojrzeć w dół na tego, który przysiadł na małym listku? Pierwsze minuty, to chaos w głowie. Kiedy pierwsze emocje opadły, mogliśmy bez pośpiechu zająć się obserwacją wybranych przez nas gatunków.
Największa frajda była wtedy, kiedy motyl usiadł na ramieniu, nodze czy włosach. I tu moja rada. Wybierając się na spotkanie z motylami warto ubrać się w jaskrawe kolory. Szansa, że jakiś owad na nas usiądzie jest wtedy bardzo duża. Oliwia miała na sobie jasnozieloną bluzę. Łatwo się domyśleć, że długo nie musiała czekać, aż jakiś kolorowy, skrzydlaty jegomość na niej usiądzie. Laura musiała na tę przyjemność poczekać znacznie dłużej. W końcu i do niej uśmiechnęło się szczęście.
Pasjonaci motyli mogą w Motylarni spędzić długie godziny na ich obserwacji. Nikt ich nie wyprosi przed zamknięciem. Na znajdujących się tam ławkach można usiąść i cieszyć się obecnością skrzydlatych owadów. Oliwia i Laura sporo czasu spędziły na obserwowaniu motyli w ich stołówce. W kilku miejscach rozłożone są owoce, którymi są karmione. To dobre miejsce, aby obserwować jednocześnie kilka gatunków z różnych kontynentów. Z bliska można popatrzeć w jaki sposób odżywiają się motyle. Córki mogły zobaczyć, jak za pomocą trąbki spijają sok z owoców. Myślę, że w naturze raczej by tego nie udało im się zaobserwować.
Pobyt w Motylarni, to żywa lekcja biologii. Wydane pieniądze na bilet wstępu na pewno nie będą zmarnowane. Myślę, że nikt nie wyjdzie stamtąd rozczarowany. Każdy, zarówno dziecko jak i osoba dorosła znajdzie coś dla siebie. Warto zabrać ze sobą aparat, bo zdjęcia stamtąd będą wspaniałą pamiątką chwil, spędzonych w towarzystwie najpiękniejszych owadów świata. Nasze córki nie chciały opuścić namiotu. Nie mogły nacieszyć się obecnością tylu pięknych, kolorowych motyli, w tak dużej ilości, w jednym miejscu. Do dzisiaj wspominają, jak motyle siadały na ich ubraniach i włosach. Dla takich wspomnień warto odwiedzić Motylarnię w Niechorzu.