Nareszcie wiosna. Słonecznie, ciepło… W mieszkaniu robi się jakoś dziwnie ciasno. Nadszedł weekend. Za oknem przyroda budzi się do życia. Najwyższy czas wyruszyć na jakąś eskapadę. Córki prosiły, aby pojechać na zamek. Rzut oka na mapę i szybka decyzja – Zamek Piastowski w Raciborzu. Po godzinie byliśmy już na miejscu. Przy samym zamku parkingu nie znaleźliśmy, więc zostawiliśmy samochód w okolicach rynku. Zamek od centrum miasta oddziela rzeka Odra. Po pięciominutowym spacerze stanęliśmy przed bramą wejściową na zamkowy dziedziniec. W bramie znajduje się informacja turystyczna, gdzie można kupić bilety wstępu, a także mapy, pocztówki i inne pamiątki.
Kupiliśmy bilety i weszliśmy na ogromny zamkowy dziedziniec. Naprawdę robi wrażenie. Zamek zbudowany jest w kształcie podkowy. Na środku znajduje się zrekonstruowana studnia.
Ponieważ zwiedzanie zamku odbywa się co godzinę, więc mieliśmy sporo czasu, aby pospacerować po dziedzińcu i przyjrzeć się dokładnie wszystkim obiektom, które się na nim znajdują. Zamek w Raciborzu miał to szczęście, że nie został zniszczony w czasie II wojny światowej. Wszystkie zachowane budynki są więc oryginalne.
Obok bramy znajduje się kaplica pw. św. Tomasza Becketa z Canterbury. Pochodzi z XIII wieku i określana jest perłą górnośląskiego gotyku. Dalej znajduje się dawny Dom Książęcy. Zbudowany jest na planie prostokąta, piętrowy, podpiwniczony, z murowanym krużgankiem. Część budynku jest nieotynkowana, więc można zobaczyć kamienną podmurówkę oraz historyczny układ cegieł.
W środkowej części, czyli północnej, znajduje się browar zamkowy. W zachodnim skrzydle zamku kiedyś znajdowała się słodownia, aktualnie adaptowany jest na cele kulturalne. Planowane jest przeniesienie tutaj m.in Młodzieżowego Centrum Kultury. Od zachodniej strony zachował się także fragment murów obronnych. Mała furtka prowadzi na drugą stronę, można zatem obwarowania podziwiać z obu stron.
We wschodniej pierzei dziedzińca usytuowana jest jeszcze częściowo zrekonstruowana baszta. Wewnątrz znajduje się zejście do niższych kondygnacji, jednak nie jest ono udostępnione zwiedzającym. Wg legend, to właśnie tutaj znajdował się początek tunelu łączącego zamek z klasztorem dominikanek. W czasie remontu kaplicy zamkowej w 1988 roku znaleziono mapę z 1843 roku, na której zaznaczony jest podziemny chodnik. 2001 roku w trakcie badań archeologicznych na terenie dawnej baszty odnaleziono wejście do tunelu prowadzącego w stronę Odry. Być może kiedyś podziemne przejście zostanie zrekonstruowane i udostępnione zwiedzającym.
Obeszliśmy dziedziniec ze dwa razy, za każdym razem odkrywając coś nowego. W końcu wybiła pełna godzina i przed bramą pojawił się przewodnik. Zamek zwiedza się wyłącznie z opiekunem, który w sposób ciekawy przedstawia historię, legendy a także czasy współczesne zamku.
Zwiedzanie rozpoczynamy od kaplicy św. Tomasza Becketa. Została wzniesiona w 1290 roku przez księcia Przemysława. Wzorowana jest na francuskiej Sainte-Chapelle. Była to pierwsza na ziemiach śląskich świątynia wolno stojąca, zbudowana na planie prostokąta. Wchodzimy głównym wejściem. Na wprost znajduje się ołtarz, a nad nim obraz przedstawiający patrona kościółka.
Olbrzymie wrażenie robią gotyckie, krzyżowo-żebrowe sklepienia. Zachowana na nich polichromia przedstawia świecące gwiazdy na tle nieba. Równie okazale prezentują się ogromne gotyckie okna.
W połowie wysokości ściany znajdują się tzw sedilia kanonickie. Są to wąskie wnęki w których kiedyś, podczas nabożeństw, siedzieli dostojnicy. A dlaczego znajdują się tak wysoko? Otóż kiedyś kaplica była podzielona na dwie kondygnacje, co jest dużą rzadkością.
Z kaplicy przechodzimy do Domu Książęcego, jedynego zachowanego budynku mieszkalnego. W raz z kaplicą stanowią najstarszą część zamku. Zwiedzanie zaczynamy od dużego holu, na pierwszym piętrze. Znajduje się tutaj jedno z najstarszych w Polsce graffiti. Na fragmencie ściany zostały wyryte napisy pochodzące z XVII wieku, prawdopodobnie pozostawione przez stacjonujących tu żołnierzy w czasie wojny trzydziestoletniej.
Przechodzimy do kolejnej sali. Jest to jedna z najstarszych zachowanych części zamku. Ściany są oryginalne, gotyckie. W tej sali znajdują się zrekonstruowane zbroje (można założyć hełm, wziąć tarczę, miecz), dyby itp. Ale mnie najbardziej zachwyciły modele żaglowców wykonane przez raciborzanina Pana Wolfganga Beracza. Jak dowiedziałem się od przewodnika, artysta tworzy je w swoim mieszkaniu na kuchennym stole. Wszystkie, nawet najdrobniejsze elementy, wykonuje samodzielnie. Praca nad jednym modelem trwa nawet kilkanaście miesięcy. Możemy z bliska przyjrzeć się takim światowej sławy żaglowcom jak H.M.Y. Royal Caroline – brytyjski jacht królewski z 1750 r., Holländische Zweidecker – holenderski okręg wojenny z 1660-1670 r. i wiele innych.
Po nacieszeniu oczu tymi wspaniałymi modelami żaglowców przechodzimy do kolejnych pomieszczeń zamku. Możemy tam zobaczyć wiele sprzętów codziennego użytku, które królowały w domach dawnych raciborzan i okolicznych mieszkańców. Wiele z tych przedmiotów wystawiono na kredensie, który był podstawowym kuchennym meblem. Taki kredens pamiętam jeszcze z domu mojej babci. Pewnie niejedna osoba, która ten mebel zobaczy, wróci wspomnieniami do swojego dzieciństwa.
W kolejnych salach możemy zapoznać się z fauną okolicznych lasów, m.in. zobaczymy wypchanego bobra, kunę, kaczkę krzyżówkę, sarnę, lisa i wiele innych. W gablotach możemy podziwiać kolekcję owadów, a także ząb mamuta. Przewodnik wyjął go z gabloty i każdy mógł potrzymać eksponat sprzed kilku milionów lat.
Dalej zapoznaliśmy się z historią więziennictwa, podziwialiśmy stare dokumenty i publikacje książkowe, a także oglądaliśmy makiety pałaców z okolicznych miejscowości.
W jednej z okiennych wnęk została położona kamienna głowa tatara. Jak mówi legenda, to głowa mongolskiego wodza, który zginął pod Raciborzem w 1241 roku. Bo ten średniowieczny gród był oblegany przez hordy tatarskie, jednak nie został zdobyty. Kiedyś głowa znajdowała się w narożu barokowego budynku w pierzei wschodniej. Dzisiaj jest mocno sfatygowana, ale i tak przyciąga uwagę. Wg niektórych badaczy to jednak głowa Jana Chrzciciela, pierwszego patrona zamkowej kaplicy. Mnie jednak bardziej podoba się legenda o mongolskim wodzu.
Zwiedzanie zamku dobiegło końca. Pozostał jednak pewien niedosyt. Córki były zachwycone, nie chciały wracać. Myślę, że jeszcze w to miejsce wrócimy. Każdemu polecam wycieczkę na raciborski zamek. Na pewno nie będzie to czas stracony. Bilet wstępu nie jest drogi, normalny 6,50 zł, ulgowy 4,00 zł. Zapewniam, że nie będą to pieniądze wyrzucone w błoto. My na pewno tutaj wrócimy.
Podobają mi się sklepienia w kaplicy zamku raciborskiego, i gwiazdy! Cudo 🙂