Pogrzebień to niewielka miejscowość położna w gminie Kornowac, w powiecie raciborskim, w województwie śląskim. Co warto w niej zobaczyć? Moim zdaniem pałac. Pomimo, że leży całkiem blisko mojego miejsca zamieszkania, nigdy tam nie byłem. Zawsze było mi nie po drodze. W końcu postanowiłem to zmienić. Któregoś popołudnia, wracając z pracy, zjechałem z głównej drogi i już po kilku minutach byłem na terenie parku otaczającego pałac. Samochód zaparkowałem na terenie posiadłości.
Na początek krótki rys historyczny. Wieś Pogrzebień od roku 1313 należała do zakonu dominikanek z Raciborza. Jako wiano wniosła ją księżna Ofka, córka księcia raciborskiego Przemysława z dynastii Piastów. W roku 1800 dobra nabył Jan Nepomucen Larisch. Był on ojcem Luizy, późniejszej żony Josepha von Eicherdorffa, śląskiego poety doby romantyzmu. Kolejnym właścicielem został Artur von Baildon, który kupił pałac w roku 1882 dla swojego jedynego syna. W latach 1885-1887 przebudował pałac w stylu neorenesansowym. W 1915 roku właścicielką została Jadwiga Voigt, zaś od roku 1930 był własnością zakonu Salezjanów, którzy utworzyli w nim Małe Seminarium Duchowne. W czasie II Wojny Światowej znajdował się tutaj obóz dla ludności polskiej Polenlager 82, następnie obóz dla dzieci. W roku 1946 pałac nabyły siostry salezjanki i zajmują go do dnia dzisiejszego.
Jak wspomniałem wyżej, aktualnie pałac jest w posiadaniu zakonu Salezjanek. Dlaczego ten obiekt tak mnie zainteresował? Po pierwsze, nie został zniszczony w czasie II wojny światowej. Po drugie jest ciągle zamieszkany, użytkowany.
Po przyjeździe do Pogrzebienia pierwsze kroki skierowałem do drzwi wejściowych pałacu, aby zapytać o pozwolenie na zrobienie kilku zdjęć, a także dowiedzieć się o możliwość wejścia do środka. Siostra, która mi otworzyła, wyraziła zgodę, a także zaprosiła do środka, kiedy już obejrzę pałac z zewnątrz. W pierwszej kolejności obejrzałem otaczający pałac park. Założony został w XIX wieku. Kiedyś był większy, dzisiaj cała działka nie przekracza jednego hektara. Ze starego, XIX wiecznego parku, wiele nie zostało. Ale ten obecny sprawia miłe wrażenie. Siostry zakonne urządziły ciche zakątki z ławeczkami, można odpocząć, wyciszyć się. Jak się dowiedziałem, zarówno w czasie wojny, jak i w pierwszych latach pobytu tutaj zakonnic, na tym terenie funkcjonował warzywniak. Pewnie wtedy park uległ zniszczeniu. Ale zachowało się kilka starych drzew. A przede wszystkim stary jesion. Najstarsze i najgrubsze drzewo w gminie, którego pień ma w obwodzie ponad 5 metrów. Jest to jednocześnie trzeci pod względem wieku i grubości jesion w Polsce.
Po obejrzeniu parku, przyszła kolej na pałac. Zbudowany został na planie prostokąta, piętrowy z poddaszem. Mnie zachwyciły przede wszystkim detale architektoniczne zdobiące pałac. Zwłaszcza obramowania okienne pięknie się prezentują. Pilastry (elementy architektoniczne w formie płaskiego filara, nieznacznie występującego przed lico ściany) z ozdobnym kapitelem ( najwyższa, wieńcząca część pilastra) podtrzymują gzyms na którym osadzono trójkątny tympanon. Wsporniki ozdobione są ornamentem roślinnym. Obok okien poddasza, zlokalizowane są płaskorzeźby przedstawiające aniołków, może cherubinów lub puttów. Nie jestem pewien, jak te postacie określiłby historyk sztuki. Nie wiem również kogo przestawiają popiersia wieńczące pilastry. Każda podpowiedź mile widziana.
Pod oknami na parterze znajduje się ozdobny detal architektoniczny w kształcie balustrady z ozdobnymi tralkami czyli pionowymi elementami balustrady w kształcie profilowanego słupka kamiennego podtrzymującego poręcz.
Architekci, historycy sztuki itd. pewnie by lepiej opisali te piękne zdobienia pałacu. I pewnie zidentyfikowaliby więcej detali architektonicznych. Ja mogę tylko powiedzieć, że są naprawdę piękne i chociażby ze względu na nie warto przyjechać do Pogrzebienia.
Kiedy obejrzałem park i pałac, ponownie zapukałem do drzwi wejściowych klasztoru. Otworzyła mi ta sama siostra co poprzednio i zaprosiła do środka. Ponieważ jest to klasztor, nie mogłem chodzić, gdzie mi się podoba. Ale kilka pomieszczeń można zobaczyć.
Po przekroczeniu progu pałacu wszedłem do dość dużego holu. Od razu rzucił mi się w oczy posąg zakonnicy. Jak się dowiedziałem, przedstawia św. Marię Dominikę Mazzarello, współzałożycielkę Zgromadzenia Córek Maryi Wspomożycielki Wiernych, czyli sióstr salezjanek. Został przywieziony z Włoch i pomimo solidnego wyglądu, jest podobno całkiem lekki.
Z holu przeszedłem do klatki schodowej. Artur von Baildon kupił w 1882 roku dwór, który był prawdopodobnie budowlą parterową. W trakcie remontu, nowy właściciel dobudował piętro, na które prowadzą schody z białego marmuru. Są bardzo cenne i niezwykle piękne. Tralkowa marmurowa balustrada zakończona jest słupkami, pełniącymi rolę postumentów, dla wieńczących je elementów dekoracyjnych w formie czegoś w rodzaju kuli. Sufit zdobią oryginale malowidła.
Kiedy już obejrzałem dokładnie marmurowe schody, moja przewodniczka zaprowadziła mnie do pokoju pamiątek siostry Laury Meozzi. Kim była Laura Meozzi i jakie są jej związki z Pogrzebieniem? Urodziła się 5 stycznia 1873 roku we Florencji. W 1895 roku wstąpiła do zakonu salezjanek. W 1922 roku wraz z pięcioma innymi siostrami (Anną Juzek, Anną Walengą, Anną Ścisłowską, Marią Mazzolli i Franciszką Barucco) przyjechała do Polski i założyła pierwszy w Polsce sierociniec prowadzony przez siostry salezjanki. Ostatnie lata życie spędziła właśnie w Pogrzebieniu. Tutaj zmarła w opinii świętości 30 sierpnia 1951 roku. Początkowo została pochowana na cmentarzu obok kościoła. 26 kwietnia 1989 roku jej szczątki zostały ekshumowane i po potwierdzeniu tożsamości oraz przeprowadzonych badaniach została ponownie pochowana w grobowcu pod krużgankami kościoła. Jej proces beatyfikacyjny zakończył się 2011 roku. Do wyniesienia na ołtarze brakuje tylko udokumentowanego cudu. Siostra, która mnie oprowadzała, opowiedziała mi znacznie więcej na jej temat. Ale to już się nadaje na osobny artykuł. Oczywiście po zwiedzeniu pałacu poszedłem poszukać grobu siostry Laury Meozzi.
Ale zanim odszukałem grób siostry Laury, obejrzałem pokój pamiątek. Najbardziej spodobało mi się biurko. Nie wiem z jakiego okresu pochodzi ani z jakiego drewna jest wykonane, ale jest naprawdę piękne. Jak mnie poinformowała moja przewodniczka, to przy tym biurku pracowała siostra Laura Meozzi. Jest również jej maszyna do pisania (dzisiaj już takich poza muzeami raczej nie zobaczymy), jej szafa i łóżko. Ponadto liczne publikacje na jej temat, jak również prace magisterskie o niej pisane.
Ostatnie miejsce do którego mogłem zajrzeć, to kaplica. Ma nowoczesny wygląd. Ponieważ kilka sióstr było pogrążonych w modlitwie, to zrobiłem tylko jedno zdjęcie i cichutko się stamtąd wycofałem.
Myślę, że każdy kto odwiedzi Pogrzebień nie będzie zawiedziony. Pałac jest naprawdę piękny. A siostra, która mnie oprowadzała, bardzo ciekawie opowiadała zarówno o historii pałacu, o samym zakonie jak i przytaczała wiele opowieści osób, które w czasie wojny były tutaj więźniami. I te opowieści są bezcenne, ponieważ są bardzo osobiste, nie znajdziemy ich w internecie ani w książkach. Każdy, kogo interesują takie tematy, powinien udać się do Pogrzebienia i porozmawiać z zakonnicą. Niestety nie zapytałem jak się moja przewodniczka nazywa, ale z tego co sama powiedziała, pochodzi z Ukrainy, obecnie ma 80 lat.
Jeszcze jedna ciekawostka. Aktualnie w pałacu mieszka 17 sióstr, w większości są to osoby starsze. Ale w najlepszych czasach, mieszkało tutaj blisko 100 zakonnic. Teraz pewnie część pomieszczeń jest pustych.
Po wyjściu z pałacu, poszedłem jeszcze pod pomnik poświęcony polskim dzieciom zamordowanym w czasie wojny w Pogrzebieniu. Pomnik znajduje się tuż za ogrodzeniem parku, przy drodze.
Byłam tam z 15 lat temu na rekolekcjach prowadzonych właśnie przez siostry Salezjanki. Pałac jest naprawdę piękny, wnętrza w większości przerobione na potrzeby zakonu i rekolekcji właśnie. Pamiętam jednak (niestety bez szczegółów) jak jedna z sióstr opowiadala o tej smutnej części historii. W trakcie wojny bodajże mieścił się tam jakiś posterunek. Siostra z grożą opowiadala że jak tam weszły z zakonem, to podłogi w obecnej kuchni mieszczącej się na dole były całe pokryte skrzepla krwią i widać było, że działy się tam straszne rzeczy wyrządzone przeciwko innym ludziom…
Dziękuję za bardzo interesujący artykuł!
Mnie również nie było „po drodze” mimo,
że Racibórz to moje rodzinne miasto i pałac
jest tuż za rogiem.
Dzięki temu artykułowi zajrzę przynajmniej
do parku pałacowego w czasie następnej wizyty w Raciborzu.
Jak dobrze, że zjechał Pan z głównej drogi pod pałac. Pałac widziałem wiele razy, jadąc autobusem na trasie Racibórz-Pszów i odwrotnie. choć mnie ciekawił, nie miałem możliwości podjechać pod pałac. teraz – dzięki Panu – mogę opowiedzieć o pałacu moim znajomym. Zdjęcia piękne i poprawne pod względem kompozycyjnym. Dziękuję.
Panie Tomaszu, wkradł się błąd w dacie, myślę, że warto go poprawić „… Z holu przeszedłem do klatki schodowej. Artur von Baildon kupił w 1982 roku dwór, który był prawdopodobnie budowlą parterową. …”
Pałac piękny i z pewnością go odwiedzę 🙂 pozdrawiam/
Dziękuję za zwrócenie uwagi 🙂 Już poprawiłem.